Bici, kopani, opluwani, lżeni, boją się
o siebie. Oto realia sędziów z niższych lig. Przełomowy materiał Krzysztofa Smajka ze Sport.pl
Wojciech Ganczar wysłuchał już tylu wyzwisk pod swoim adresem, że trudno mu spamiętać. Na co dzień jest listonoszem, w weekendy sędziuje w lubuskiej A-Klasie. Traktuje to jak pasję, może nawet miłość.
Choć raczej trudną.
27-letnia Natalia Wawrzyniak wracała do domu ze łzami w oczach. Zastanawiała się, czy nadal chce sędziować. - Po meczu bramkarz gospodarzy powiedział, że życzy mi dobrego k****a, żeby ktoś mnie porządnie wy*****ł, tak jak ja ich.
Zamurowało mnie.
Gdy Szymon Pawłowski zapisywał się na kurs, nie sądził, że to będzie niebezpieczne zajęcie. Nie miał jeszcze 18 lat, na mecze woziła go mama, bo nie miał prawka. Po jednym z sędziowanych meczów w B-Klasie zadzwonił do niej: - Przyjedź po mnie.
Ale z tego meczu zabrała go karetka pogotowia.
- W pewnym momencie myślałem, że nie wyjdę z tego boiska - mówi Przemysław Majer z Poznania. Sędziował na linii w A-Klasie, gospodarze strzelili gola, ze spalonego, podniósł chorągiewkę. Wtedy się zaczęło. Inwektywy słyszał przez kolejne 20 minut. Gospodarze nie próbowali tego ukrócić.
Przeciwnie.
- Jeszcze słyszałem komentarze w stylu: dobrze mu tak.
Przecież się pomylił, przecież jest nikim.